BLACK CYBER WEEK! Publikacje i multimedia nawet do 80% taniej i darmowa dostawa od 350 zł! Sprawdź >
Artykuł wiodący
Spojrzenie polskiego lekarza weterynarii
dr n. wet. Piotr Skrzypczak
W codziennej praktyce lekarsko-weterynaryjnej szczególną obawę budzą – zarówno wśród lekarzy, jak i personelu pomocniczego – stany nagłe, zagrażające życiu pacjenta. Są to zwykle zdarzenia nieprzewidywalne, wymagające natychmiastowej pomocy leczniczej. Każdy pracujący w gabinecie weterynaryjnym, lecznicy czy klinice musi być przygotowany na pojawienie się takich okoliczności, a od umiejętności odpowiedniego postępowania w trudnych sytuacjach zależy życie i zdrowie naszych czworonożnych pacjentów.
Wśród czynników decydujących o powodzeniu w sytuacjach nagłych na czoło wysuwają się dwa główne – szybkie ustalenie rozpoznania oraz jak najszybsze wdrożenie właściwego postępowania leczniczego. Z powyższego wynika, że czynnik czasu – oprócz rzetelnej wiedzy i odpowiedniego przygotowania (szczegółowa znajomość algorytmu postępowania) – jest w stanach nagłych elementem niezbędnym w osiągnięciu sukcesu terapeutycznego. Może się bowiem zdarzyć, że niekiedy nawet prawidłowe, ale zbyt wolne działanie nie przyniesie oczekiwanych efektów.
Jednym ze stanów zagrażających życiu każdego pacjenta jest silna ogólnoustrojowa reakcja alergiczna obejmująca szereg narządów i układów, określana mianem anafilaksji, czasami prowadząca do klinicznych objawów wstrząsu. Mimo że medialnie zjawisko anafilaksji znane jest w społecznym odbiorze głównie w odniesieniu do ludzi (nagłe zgony znanych osób), po raz pierwszy opisane zostało na początku dwudziestego wieku u psa.
W 1901 r. książę Monako Albert I zaproponował dr. Karolowi Richetowi przebadanie jadu jamochłona bytującego w wodach Morza Śródziemnego, nazywanego żeglarzem portugalskim (Physalia physalis), który u kąpiących się w morzu ludzi wywoływał ból i zmiany na skórze. Założeniem pracy było wstrzykiwanie kolejnych dawek wyciągu glicerynowego macek meduzy w celu określenia dawki toksycznej oraz uodpornienia zwierząt biorących udział w doświadczeniu. W podróż morską jachtem księcia naukowiec wyruszył wraz z psem o imieniu Neptun, któremu w trakcie podróży podano pierwszą dawkę toksyny. U zwierzęcia po pierwszym wstrzyknięciu nie stwierdzono żadnej reakcji. Po powrocie do portu pies uciekł i wrócił dopiero po trzech tygodniach. Włączony do grupy innych psów, którym podawano toksynę po raz pierwszy, otrzymał drugą dawkę. Z relacji fizjologa dowiadujemy się, że „w kilka sekund po zakończeniu wstrzyknięcia pies ciężko zachorował, oddychał z trudem i kaszlał. Nie mógł ustać na nogach, położył się na bok, dostał biegunki i krwawych wymiotów. Utracił wrażliwość i zdechł w ciągu 25 minut”.