BLACK CYBER WEEK! Publikacje i multimedia nawet do 80% taniej i darmowa dostawa od 350 zł! Sprawdź >
BLACK CYBER WEEK! Publikacje i multimedia nawet do 80% taniej i darmowa dostawa od 350 zł! Sprawdź >
08/05/2020
Meghann Berglund
Jeden błąd może rzucić takie kłody pod nogi, że ciężko jest podjąć kolejną próbę i iść do przodu. Bywa też gorzej – może wpłynąć nawet na podjęcie decyzji o rezygnacji z pracy lekarza weterynarii. Zwracam się jako jeden profesjonalista do drugiego – połączmy siły, by takie sytuacje nigdy nie miały miejsca!
Te sarkastyczne słowa napisane przez kolegę z roku na marginesie naszych notatek w dużym stopniu podsumowują moją edukację na temat błędów medycznych na studiach weterynaryjnych. Spędziłam cztery lata, ucząc się wszystkich rzeczy, których nie wolno mi robić, jeśli chcę, aby moi pacjenci żyli – nie pomyl przecinków w miejscach dziesiętnych, nie wpisuj skrótów, nie łącz leku A z lekiem B. Dowiedziałam się wszystkiego o przekazywaniu złych wiadomości: „Z przykrością muszę przekazać złe wieści, które trudno będzie pani przyjąć”. Nigdy nie nauczyłam się, jak powiedzieć: „Proszę pani, stało się coś okropnego i była to moja wina”.
Myślałam, że jeśli wystarczająco dokładnie rozpatrzę wszystkie możliwości popełnienia błędów, uchroni mnie to przed nimi. Jeżeli obwaruję się zgodami podpisanymi przez moich klientów, odegna to ode mnie strach. Jeśli będę wystarczająco uważnie i dogłębnie kontrolować moich techników, oni też nigdy nie popełnią błędów – i na pewno nie będą skarżyć się moim przełożonym na mój trudny charakter oraz brak wiary w ich umiejętności (spojler – wszyscy to robili).
Czytałam opowieści będące przestrogą przed niedbalstwem, przeoczeniem i wstydem, przesyłane mi co miesiąc przez firmę ubezpieczeniową, i myślałam: „Ja nigdy tak nie zrobię. To nie jestem ja”. Budowałam mentalny mur między mną a niesławnym dr. X: „Ja zdecydowanie sprawdziłabym dwa razy dawkę. Doradziłabym wizytę u specjalisty. Użyłabym kołnierza pooperacyjnego”. Dopiero teraz rozumiem, że był to tylko podświadomy sposób ochrony mojego umysłu przed prawdą – któregoś dnia to zdarzy się także mnie.
Błędy medyczne są bardzo powszechne – zarówno w szpitalach dla ludzi, jak i lecznicach weterynaryjnych. Jednakże mimo że wszyscy popełniają błędy, prawie nikt o nich nie mówi. Ani między sobą, ani publicznie, czasem nawet w gronie najbliższych przyjaciół i rodziny. Dlaczego?
Obawa przed wstydem, opisana przez Brené Brown – mój osobisty autorytet – jako strach przez wykluczeniem i byciem niedostatecznie dobrym, drzemie w sercu każdego perfekcjonisty. Bądź idealny, a wszyscy będą cię kochać. Potknij się, a zostaniesz wykluczony. Właśnie dlatego, kiedy w końcu dochodzi do pomyłki, cierpimy w milczeniu. Boimy się, że jesteśmy osamotnieni w naszej porażce i że jest z nami coś wyjątkowo nie w porządku.
Robimy to, co konieczne, aby przetrwać takie chwile. Potem być może wracamy do domu i płaczemy, otwieramy butelkę wina albo włączamy telewizor, aby zagłuszyć pełen zwątpienia szept w naszej głowie: „Już nigdy nikt nie powinien nam zaufać i powierzyć nam tego, co kocha”. Może budzimy się następnego ranka i myślimy, by nie iść do pracy tego dnia albo już nigdy. Może idziemy do pracy, ale z tak wysokim poziomem strachu, że nie jesteśmy w stanie funkcjonować.
Może się przekwalifikujemy.
Może odbierzemy sobie życie.
To zdarza się zdecydowanie za często i dla dobra naszego zawodu oraz wszystkich wykonujących go osób musi się zmienić.
Dobrze opisano zjawisko, gdy zarówno pacjent, jak i lekarz przeżywają szok, stres i rozpacz związane z błędami medycznymi. Procedury administracyjne i wypełniane protokoły zazwyczaj skupiają się na przypisaniu (lub odmowie przypisania) winy oraz ukaraniu bądź usunięciu winnych. Rzadko podejmowane są działania mające wykryć i wyeliminować nieprawidłowości w systemie, które doprowadziły do powstania błędu, albo pomóc tym, którzy popełnili błąd, często nazywanym „wtórnymi ofiarami”.
W dziedzinach, gdzie tylko najlepsi kończą z sukcesem cały cykl nauczania akademickiego i profesjonalnego, wydaje się czymś naturalnym, że pracę zaczynają jedynie perfekcjoniści. I pewnego dnia perfekcjonista zderza się z bolesną prawdą, że błędy zdarzają się niezależnie od tego, co się robi. Co jest jeszcze gorsze? Czasem złe rzeczy dzieją się właśnie dlatego, że coś zrobisz – ta świadomość bywa nie do zniesienia. Wpaja się nam od najmłodszych lat, że musimy być dobrzy, a nie tylko postępować dobrze. Dlatego kiedy dochodzi do błędu, nie myślimy „zrobiłem coś źle”, ale „jestem zły”.
Badania przeprowadzone w 2009 roku opisały pracowników służby zdrowia jako „wtórne ofiary” przypadków niepożądanych zdarzeń u pacjentów.1 Wykazały również, że po zaistnieniu błędu medycznego lekarze podczas procesu dochodzenia do siebie radzą sobie z tą sytuacją na trzy podstawowe sposoby:
Rozwój. Jesteśmy w stanie zrozumieć kontekst wydarzenia i przyjąć, że nie jesteśmy idealnymi – jednak wciąż dobrymi – lekarzami. Budujemy naszą osobistą odporność. Pracujemy nad tym, by uczyć się na błędach i uczynić nasze miejsce pracy bezpieczniejszym.
Przeżycie. Żyjemy dalej, ale tylko dlatego, że czujemy, iż nie mamy innego wyjścia. Staramy się ukryć nasze uczucia i nie rozmawiać o tym, co się stało. W najlepszym przypadku możemy funkcjonować dalej bez widocznych uszczerbków, jednak również bez zdobycia żadnej wiedzy. W najgorszym razie pozostanie w nas trauma związana ze zdarzeniem. Będziemy przesadnie ostrożni, będziemy sprawdzać wszystko po dwa, trzy razy i skrupulatnie śledzić poczynania naszego personelu, co ugruntuje w nas głęboki brak zaufania do samych siebie.
Wycofywanie się. Nie jesteśmy w stanie żyć ze wspomnieniem naszego błędu lub w strachu, że popełnimy kolejny. Czujemy się sfrustrowani, paranoiczni, depresyjni. Ze względu na głębokie poczucie braku zaufania do siebie i możliwości odkupienia winy możemy nawet zrobić sobie krzywdę. Wycofanie się może obejmować rezygnację z wykonywania konkretnych czynności, zmianę zakresu pracy albo wręcz zmianę zawodu.
Co zatem pomaga? Jak poradzić sobie z błędami w sposób, który pozwoli nam osiągnąć długotrwałą odporność zamiast powtarzającej się traumy? Przedstawię moje osobiste przemyślenia, z zastrzeżeniem, że moje kwalifikacje polegają wyłącznie na tym, iż jestem niedoskonałym lekarzem weterynarii, który odszedł ze swojej dobrej pracy, w której był naprawdę niezły, ponieważ przestraszył się możliwości popełnienia kolejnego błędu.
• Pamiętaj, że twoje zasługi nie są zero-jedynkowe. Jeden błąd w karierze, podczas której ocaliłeś lub uczyniłeś lepszymi wiele istnień, nie oznacza, że jesteś złym lekarzem.