BLACK CYBER WEEK! Publikacje i multimedia nawet do 80% taniej i darmowa dostawa od 350 zł! Sprawdź >
BLACK CYBER WEEK! Publikacje i multimedia nawet do 80% taniej i darmowa dostawa od 350 zł! Sprawdź >
08/02/2022
Praca polskich lekarzy weterynarii nie jest łatwa, zwłaszcza jeśli w pojedynkę prowadzą jednoosobowe gabinety, w których łączą wiele ról. Wielogodzinne codzienne obowiązki, brak czasu wolnego i zachwianie work-life balance to główne problemy, z jakimi się borykają. O przystąpieniu do pierwszej polskiej grupy lecznic weterynaryjnych EDINA Vetcare Group oraz plusach i minusach, jakie wynikają z tej decyzji, opowiada lek. wet. Grażyna Duda-Adamczyk z EDINA Przychodnia Weterynaryjna Hyrax.
Redakcja MW: Czy model organizacyjny opieki weterynaryjnej jest w Polsce optymalny? Z jakimi problemami muszą mierzyć się polscy lekarze weterynarii?
Lek. wet. Grażyna Duda-Adamczyk: W Polsce nie istnieje model organizacyjny opieki weterynaryjnej. Nie ma wytyczonych standardów ani procedur. Ustalamy je indywidualnie. Rynek usług weterynaryjnych w Polsce jest jednym z najbardziej rozdrobnionych w Europie. Dominują jednoosobowe gabinety, w których lekarze wykonują wszystkie czynności, począwszy od odbierania telefonów, sprzątania, pobierania krwi, badania, aż po zabiegi chirurgiczne. Powoli zaczyna się to zmieniać i powstają placówki, w których pracują lekarze specjalizujący się w różnych dziedzinach oraz technicy, recepcjoniści, osoby sprzątające i managerowie. Dopiero w takiej strukturze lekarz może się w pełni rozwijać zawodowo. Szczerze mówiąc, nie znam lekarza – właściciela ZLZ-u (zakładu leczniczego dla zwierząt), który nie narzeka na „papierkową robotę”. Niestety, nie jest łatwo prowadzić przychodnię weterynaryjną w Polsce. Trzeba się mierzyć nie tylko z biurokracją, ale i z ciągle zmieniającymi się przepisami. Dodatkowo klienci są coraz bardziej wymagający i przychodzą do lekarza z gotowymi diagnozami zaczerpniętymi z Internetu.
Redakcja MW: Dlaczego zdecydowała się Pani na współpracę z EDINA Vetcare Group? Jaki był główny powód tej decyzji?
Grażyna Duda-Adamczyk: To temat rzeka i mogłabym wymieniać wiele powodów, ale moim najważniejszym problemem był brak czasu dla siebie i dla rodziny. Niestety, kiedy jest się jedynym właścicielem placówki, jest się w pracy 24 godziny na dobę, a urlop pozostaje w sferze marzeń. Oczywiście z biegiem lat i wzrostem liczby pracowników było mi nieco łatwiej, ale pandemia znów wywróciła wszystko do góry nogami. Polskie prawo jest niestabilne i niestety działa coraz bardziej na niekorzyść pracodawców. W moim przypadku nie było na przykład mowy o spokojnym macierzyństwie. Brakowało mi również czasu na pracę kliniczną. To był oczywiście nie jedyny, ale główny powód, dla którego zdecydowałam się rozpocząć współpracę z EDINĄ.
Redakcja MW: Jak wygląda proces dołączenia do EDINY?
Grażyna Duda-Adamczyk: Jest to proces skomplikowany i trzeba się do niego przygotować, aby wszystko przebiegło sprawnie. Byliśmy jedną z pierwszych lecznic, które zdecydowały się na współpracę z EDINĄ, nie obyło się więc bez drobnych problemów. Były to problemy natury technicznej, ale że całkowitym ich rozwiązaniem zajęła się EDINA, mogę powiedzieć, że nie były to moje problemy. Z uwagi na specyfikę prawa farmaceutycznego, początkowo musieliśmy korzystać z kilku komputerów, ale po tygodniu wszystko działało już sprawnie. Mało tego, mogę uczciwie powiedzieć, że odzyskałam swoje życie prywatne. To cudowne uczucie, kiedy wychodząc z pracy, można wyłączyć telefon.
Redakcja MW: Jak ocenia Pani współpracę z EDINĄ? Jakie korzyści ze współpracy widzi Pani na obecnym etapie?
Grażyna Duda-Adamczyk: Odzyskałam spokój i wolną głowę. Oczywiście nadal jestem kierownikiem placówki, więc to ja decyduję o wielu tematach, m.in. o zamówieniach, bieżącym zaspokojeniu potrzeb lecznicy, a także o tym, jak ma wyglądać grafik pracowników. Niemniej przyznaję, że wszelkie kwestie administracyjne oraz biznesowe zostały zdjęte z moich barków. Tym zajmuje się teraz EDINA. Zyskałam czas i dobre samopoczucie. Moja rodzina, a także pracownicy zauważyli, że jestem dużo spokojniejsza i bardziej zrelaksowana. Myślę, że ktoś, kto nie ma własnej firmy, nie zdaje sobie absolutnie sprawy, jak duży bagaż dźwiga na sobie jej właściciel. To nie tylko leczenie pacjentów, biurokracja czy zamówienia, ale i olbrzymia odpowiedzialność za pracowników oraz ich najbliższych. Mam teraz czas na sprawy naprawdę ważne – swoją rodzinę i pracę kliniczną.