BLACK CYBER WEEK! Publikacje i multimedia nawet do 80% taniej i darmowa dostawa od 350 zł! Sprawdź >
Sympozjum – płynoterapia okołooperacyjna
Spojrzenie polskiego lekarza weterynarii
dr n. wet. Magdalena Kalwas-Śliwińska
Wydawałoby się, że płynoterapia jest tak oczywista, że lekarz weterynarii nie musi zaprzątać sobie głowy tym tematem. Nic bardziej mylnego. Cieszę się, że w cyklu artykułów doktora Williama Muira pada stwierdzenie że „obecnie płynoterapię okołooperacyjną traktuje się jako równoznaczną z dożylnym podawaniem leków”. Jest to bowiem jedno z naszych najbardziej przydatnych narzędzi w walce o życie pacjenta, ale jednocześnie swego rodzaju broń obosieczna – użyta bez odpowiedniego przygotowania i fachowej wiedzy, może okazać się szkodliwa, a nawet zabójcza.
Zabójcza najczęściej bywa w trzech przypadkach: 1. błędnego wyliczenia objętości płynów na kilogram masy ciała pacjenta (np. kotu podaje się dawkę przeznaczoną dla psa, zapominając, że objętość krwi krążącej u kota jest dużo mniejsza niż u psa, a zatem o wiele łatwiej jest go przewodnić), 2. zbyt szybkiego podania płynów i zbyt późnego wykrycia przewodnienia (np. kot otrzymuje dawkę dobową w ciągu trzech godzin, gdy początkowa prędkość podaży wydawała się odpowiednio wolna, ale tylko do czasu, gdy zmienił on pozycję ciała i wyprostował kończynę, do której założono dojście dożylne – dokładna opieka nad wszystkimi pacjentami otrzymującymi płyny i stosowanie pomp infuzyjnych zmniejszają ryzyko takiego działania), 3. błędnego dobrania rodzaju płynu do potrzeb pacjenta (gdy na przykład wymiotujący pies z ciężką niewydolnością wątroby otrzyma płyn Ringera z mleczanami; przy upośledzeniu czynności wątroby mleczany dostarczone organizmowi nie będą mogły być sprawnie przekształcone w wodorowęglany, a ich nagromadzenie w ustroju zaostrzy już istniejącą kwasicę metaboliczną).